Bohaterowie.

niedziela, 12 stycznia 2014

Chapter 2


Rose

-Chyba żartujesz?- zapytałam zdziwiona, a zarazem oburzona- nigdzie nie idę.

-Ale Vivie- ciągnął Jeremy- to tylko jedna impreza, co Ci szkodzi? Rozluźnisz się, pobawisz, napijesz. Jeśli będziesz chciała wyjść, to wyjdziesz.

- Umm.. nie wiem, zastanowię się

Jezu jak mnie ten chłopak dzisiaj denerwował. Chciał mnie zabrać na jakąś głupią imprezę, która wcale do szczęścia nie była mi potrzebna. Chociaż w sumie dawno nie byłam w klubie, a pomysł z wyjściem wydawał się dobry, ale nie do końca. Imprezy z Jeremy'm zawsze kończyły się tak, że albo wracałam sama do domu z buta, bo nie mogłam nigdzie znaleźć tego dupka albo po prostu zostawiał mnie samą i jechał do domu lub jeszcze wychodził gdzieś z jakąś panienką. Nie powiem, ale denerwowało mnie takie zachowanie. Zaprzyjaźniliśmy się jak tylko zaczęłam pracować w jego księgarni, chociaż lubimy się ze sobą kłócić, to i tak zawsze się z tego śmiejemy.

-Dobra, ale pod warunkiem, że nie zostawisz mnie samej i odprowadzisz do domu- powiedziałam poważnie

-Oczywiście księżniczko, jak bym mógł tak postąpić, ale wiesz, zawsze dawałaś sobie radę beze mnie- uśmiechnął się i poruszał brwiami.

-Zamknij się dupku- klepnęłam go w ramię, a ten z udawanym bólem na twarzy skulił się w geście obrony. Losie, widzisz co żeś mi postawił na drodze? Jednego wspaniałego dupka, przyjaciela. Kocham tego gościa normalnie.

-Przyjdę wieczorem mała

 
*

Tak jak powiedział, tak przyszedł. Wparował mi do pokoju z uśmiechem na ustach i cmoknął mnie w polik, kiedy ja stałam przy szafie, wybierając jakąś sukienkę. Żadna mi się nie podobała, żadnej nie chciałam wkładać. Wolałabym spodnie, czy spodenki, ale jeszcze przed wyjściem z księgarni ostrzegł mnie, że jak założę spodnie to mnie zamorduje. Co mu tak na tym zależy?

-Przyniosłem Ci coś- uśmiechnął się i wręczył mi czarną sukienkę. Skąd on ją wziął? Była śliczna i w dodatku w moim rozmiarze. Na tego chłopaka zawsze można liczyć, no prawie.

-Skąd ją masz?- zapytałam i ciekawskim wzrokiem skanowałam jego twarz

-Nie musisz wiedzieć- rzucił, a ja obdarzyłam go morderczym spojrzeniem.

-Jeśli to jest czyjaś sukienka to...-nie dokończyłam, bo bezczelnie postanowił mi przeszkodzić

-Nie, jest twoja.

-Co?- rzuciłam zdziwiona. Kupił mi sukienkę? Co??

-Ubieraj ją i wychodzimy- uwiesiłam mu się na szyi i podziękowałam za prezent. Pobiegłam do łazienki i od razu usłyszałam krzyk z pokoju.

-Mogłaś tu się przebierać! Mi by nie przeszkadzało!

-Ale mi tak!- krzyknęłam i przyrzekłam, że jak wyjdę z łazienki to go zamorduję. Sukienka pasowała idealnie, podkreślała moja talię oraz nogi. Wyszłam z łazienki i od razu zauważyłam szok malujący się na twarzy Jeremy'ego.

-Wow, nie wiedziałem, że aż tak będziesz dobrze w niej wyglądać. Jestem pod wrażeniem mała- znowu "mała". Uśmiechnęłam się szeroko i odwróciłam wokół własnej osi.

-Idziemy?- zapytałam łapiąc torebkę. JJ pokiwał głową i wstał z idealnie pościelonego łózka, które musiał zniszczyć się na nie. Przyznam, że nie wyglądam źle. Miał ciemne rurki i lekko przylegającą do jego ciała koszulkę w odcieniu ciemnego szarego. Schodziliśmy po schodach, ja szłam z tyłu i wbijałam swój wzrok w jego tyłek, "ładny" dodałam w myślach i uśmiechnęłam się pod nosem.

-Wiem na co patrzysz- zaśmiał się. Czy on czyta w myślach? Przewróciłam oczami i klepnęłam go w miejsce, gdzie przed chwilą bezczelnie wbijałam swoje spojrzenie.

-Co mam zrobić, skoro Twój tyłeczek jest taki fajny w rureczkach-stwierdziłam dziecinnie i wydęłam usta.

Do klubu dzieliło nas zaledwie 3 kilometry, dlatego szliśmy na pieszo wygłupiając się i rozmawiając, kiedy niechcący potknęłam się. "Kto postawił tu ten jebany krawężnik, kurwa!" pomyślałam. Jeremy chwycił mnie w pasie i przyciągnął do siebie, ratując przed nieszczęsnym upadkiem. Chwyciłam mocniej jego ramię i podniosłam wzrok, jego śliczne, brązowe oczy wpatrywały się w moją twarz. "Wow" nie pierwszy raz widzę jego oczy, ale dzisiaj były niesamowite. Migotały w świetle latarni, mogłabym tak patrzeć i patrzeć. Cicho chrząknęłam i spuściłam wzrok, chłopak rozluźnił swój uścisk i już po chwili szedł obok mnie. Moje policzki płonęły żywym rumieńcem.

-Dziękuje- powiedziałam i uśmiechnęłam się lekko, a on odwzajemnił mój gest.
-Taka rola gentelmana, kochanie- cicho się zaśmiał.

Znajdowaliśmy się obok wielkich drzwi, przy których stali wysocy ochroniarze. JJ spojrzał na nich, a oni skinęli głowami. Po chwili byliśmy już w klubie. Idąc korytarzem poczułam zapach papierosów i alkoholu, a pary obok nas nie szczędziły sobie czułości. Całowali się, obmacywali, a niektórzy już nawet zaczęli się rozbierać, gdyby nie to że któraś ze stron protestowała i ciągnęła partnera w stronę jakiegoś nieznanego korytarza, gdzie na końcu znajdowały się tajemnicze drzwi. Chyba nie muszę wyjaśniać co się za nimi znajdowało. Kolorowe światła migały po sali, oświetlając roztańczonych ludzi. Bez zastanowienia chwyciłam rękę Jeremy'ego i pociągnęłam go do baru. Zamówiliśmy po kilku drinkach, z których po chwili cała zawartość zniknęła. Alkohol rozlewał się po moim żołądku, powodując przyjemne ciepło, oraz lekkie pieczenie. Pociągnęłam chłopaka na parkiet, spojrzał na mnie ze zdziwieniem, gdy ja w najlepsze zaczęłam wokół niego tańczyć, po chwili do mnie dołączył.

 

*
 

Podeszliśmy do pewnego chłopaka. Spojrzał na nas, a JJ podał mu rękę. Miałam wrażenie, że gdzieś już go widziałam, ale za cholerę nie mogłam przypomnieć sobie gdzie. Mniejsza o to. Zamówiłam kolejnego drinka i szybkim ruchem wypiłam go. Oczy obu chłopaków spoczęły na mnie.


-Co?- zapytałam i wyminęłam ich lekko chwiejąc się na nogach. Nie zwracałam uwagi na ludzi tańczących obok mnie, byłam w swoim rytmie, kiedy poczułam ręce na moich biodrach. Po chwili osoba za mną wyciągnęła mnie z tłumu i chwytając w pasie podniosła mnie tak, że nie widziałam jego twarzy. Zauważyłam, że niesie mnie w stronę "tych" drzwi. Zaczęłam wiercić się i szarpać, ale silne ręce przyciskały mnie jeszcze bardziej do siebie. Drzwi były uchylone więc kopnął je i wszedł do środka. Przed sobą zobaczyłam cały korytarz następnych, podszedł do 3 po prawej i zwinnym ruchem otworzył je tak, abym nie mogła uciec. W pokoju panowała ciemność, mężczyzna rzucił mnie na łóżko. Usłyszałam trzask, zapalił światło i wtedy ujrzałam jego twarz. Zakryłam usta, a moje oczy stały się wielkie. Nie spodziewałam się jego. Byłam w wielkim szoku. To był...

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witajcie skarby!

Drugi rozdział za nami!
Nie podoba mi się zupełnie, ale co tam ;) Może komuś akurat tak.
 
Komentarz jest mile widziany, nawet taki króciutki, każdy xD
 
A tak po za tym to jest 12.01 więc Zayn...

HAPPY B-DAY BABY! I LOVE YOU SO MUCH!

 
 
 

sobota, 4 stycznia 2014

Chapter 1


Rose

Biegałam między sypialnią, a łazienką w poszukiwaniu drugiego buta. Znowu zaspałam, nie zdążę się wyrobić i znów mogę się spóźnić, co oznacza, porządny opierdol albo nawet pożegnanie się z pracą. Mieszkam w małym, przytulnym domku z ogródkiem za  domem i przemiłymi sąsiadami, jeśli można tak nazwać bandę głupich studentów uważających, że dzięki imprezą osiągną coś w życiu i uda im się wzbić na szczyt kariery. To dzięki nim nie słyszałam dzisiejszego budzika. Przez całą noc głośna muzyka dostawała się do mojego domu i sprawiał tylko, że obracałam się z boku na bok. Zajrzałam pod łóżko, ręką starałam się wymacać coś co mogło się tam znajdować. Yhmm... coś okropnego, jak jeden zwykły but może sprawić tyle kłopotów? Przecież to nie igła, on musi gdzieś tu być.
-Jest!- krzyknęłam i wyciągnęłam trampka spod łóżka. Szybko wciągnęłam go na bosą stopę i spojrzałam na zegarek. Zaklęłam cicho widząc 8:30, za piętnaście minut powinnam otwierać księgarnię. Jeremy mnie zabije. Wybiegłam z domu chwytając torebkę i klucze. Nie mam za dużo czasu, dlatego postanowiłam pobiec na przystanek, niż specjalnie otwierać garaż i bramę, by wyjechać samochodem lub rowerem, a potem znów wszystko zamykać. Do przystanku dzieliło mnie zaledwie 30 metrów, gdy wielki autobus zaczął ruszać z miejsca. Moje krzyki nic nie dały, gdyż odjechał już na tyle daleko bym mogła go jeszcze dogonić. Kopnęłam niewidzialny kamień i przetarłam spocone czoło. To zdecydowanie mój pechowy dzień. Musiałby zdarzyć się jakiś cud, żebym zdążyła dzisiaj do pracy. Wtedy czarny samochód zatrzymał się tuż obok mnie, boczna szyba powoli się opuściła, z wnętrza samochodu dochodziła cicha muzyka.
-Chyba potrzebujesz podwózki- dobiegł do mnie męski, nieznajomy głos, czy to normalne, że obcy facet proponuje Ci przejażdżkę? A co jeśli wywiezie mnie gdzieś i zgwałci? Albo gorzej, zgwałci i zabije...
-Nie bój się, nie gryzę i na pewno nic Ci nie zrobię. Wskakuj. - niepewnie wsiadłam, spojrzałam na mojego "szofera" nieufnym wzrokiem i gotowa by jak najszybciej uciec. Zauważył moje spojrzenie i uśmiechnął się lekko, w jego policzku zagnieździł się mały dołeczek. Na nosie miał czarne okulary, więc nie bardzo mogłam go skojarzyć, ubrany w ciemne rurki, białą, rozpiętą koszulę i w tym samym kolorze koszulkę pod spodem. Powiem tyle, że pan nieznajomy miał nawet fajny styl.
-Więc dokąd?- zapytał
-Księgarnia przed parkiem. Wiesz, gdzie to jest?- powiedziałam nieśmiało
-Jasne- rzucił i odjechaliśmy. Czułam się trochę nieswojo. No, bo popatrzmy, ja, zwykła dziewczyna, siedzę w samochodzie jakiegoś obcego faceta, którego imienia nawet nie znam i widzę go po raz pierwszy w życiu. Po pięciu minutach byliśmy na miejscu. Wysiadłam z jego samochodu i nachyliłam się by podziękować, ale on mnie uprzedził
-Nie ma za co. Kiedyś mi się odwdzięczysz- i znów pojawił się uśmiech, odwzajemniłam go i ruszyłam w stronę drzwi lokalu, w którym pracowałam. Odwróciłam się, ale samochodu już nie było, jakby się rozmył albo wcale go tu nigdy nie było. Wzruszyłam ramionami i weszłam do budynku. "Cicha " księgarnia dawała o sobie znać przez kolejne kilka godzin, rzadko się zdarzało by, aż tylu ludzi do nas przychodziło. Obsługiwałam właśnie klientkę, gdy zauważyłam wynurzającego się zza kobiety Jeremy'ego. Uśmiechnął się do niej przepraszająco i wrócił do mnie. Jeremy- z pozoru cichy chłopak, ale przystojny, nawet bardzo przystojny, z własną księgarnią, brązowymi oczyma i ciemnymi włosami, niekiedy zmieniającego się z dwudziestopięciolatka na dwunastolatka z ADHD i poważnym bólem głowy, nie żeby coś, ale potrafił zaskakiwać ludzi. Niekiedy po prostu zachowywał się jak dzieciak.
-Gdzie są te nowe Horrory, które ostatnio dostaliśmy??- zapytał błagającym głosem.
-Na samym końcu regału- uśmiechnęłam się, cicho podziękował i podszedł do jakiegoś chłopaka  zapewne pokazując mu gdzie ma iść by poszukać interesującej go książki.
*
Harry
Jak co dzień obudziłem się o 7 rano, jak co dzień uderzyłem w dzwoniący budzik, jak co dzień zwlokłem się z łóżka i pomaszerowałem do łazienki. Wskoczyłem pod prysznic zmywając z siebie wczorajszy dzień. Kolejny dzień upokorzeń. Rękami błądziłem po ciele, wytwarzając pianę, która zniknęła w chwili, gdy puściłem wodę. Gorąca ciecz spływała po mnie drażniąc posiniaczone miejsca, a znajdujące się na brzuchu siniaki dawały o sobie znać, gdy tylko próbowałem wstać czy podnieść cokolwiek. Ból był znośny, ale stale przypominały o tym jakim jestem mięczakiem i wyrzutkiem. Chciałbym się zmienić, poprawić coś w sobie, ale co to da?? Wyszedłem z kabiny i okryty ręcznikiem zacząłem układać włosy i szczotkować zęby. Tak, idealnie białe. Uśmiechnąłem się lekko, ale gdy tylko zauważyłem małą ranę na moich wargach, zachciało mi się płakać.

-Jesteś beznadziejny Styles- usłyszałem głos w głowie- tak beznadziejny- uderzyłem w ścianę. Ciężko westchnąłem i poszedłem się ubrać. Biała koszula, brązowy sweterek w kratę, idealnie dobrany kolorystycznie krawat i eleganckie spodnie. Mój zestaw nr.1 codziennie. Wszystko znalazło się na mnie w przeciągu pięciu minut. Chwytając plecak zbiegłem na dół, wziąłem zielone jabłko i wyszedłem na dwór. Mój dom jest piętrowy. Przed moim garażem stał samochód, nieużywany od jakiś...eh... nawet nie wiem od kiedy. Pomimo tego, że na niebie zaczęły pojawiać się czarne chmury i tak do niego nie wsiądę, a na pewno nie pojadę nim do szkoły. Już widzę go całego zmasakrowanego lub pomazanego jakimś sprayem.. Byłem już blisko szkoły, kiedy z nieba lunęła pierwsza fala deszczu. Przez moją głowę przepływały same przekleństwa, wszedłem do szkoły cały przemoczony. Myślałem, że gorzej już być nie może, kiedy natknąłem się na szkolną elitę. Boże, jak ja ich nienawidzę. Próbowałem przemknąć nie zauważony, gdy ktoś krzyknął moje nazwisko. Żołądek podszedł mi do gardła, a serce waliło mi jak oszalałe... odwróciłem się na pięcie i napotkałem wzrok mojego wroga.. no to po mnie. Napakowany koleś już miał wymierzyć cios, gdy..
Usłyszałem dźwięk mojego telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz i bez wahania odebrałem połączenie.
-Czego?- zapytałem- Jest wieczór stary...
-Idziemy dzisiaj na imprezę- usłyszałem i od razu wiedziałem o co chodzi...
-Jasne- przetarłem oczy, rozłączyłem się i wstałem. Dwie godziny później stałem przy barze i gapiłem się na laski w skąpych ubraniach.. nie podoba mi się styl ubierania typu zdziry, dziewczyna wygląda wtedy jak typowa dziwka, która aż prosi się, żeby ktoś zerżnął im dupsko.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hello!
Oto pierwszy rozdział ROAD
... mam nadzieję, że komuś się to podoba ;)

Bohaterowie





Bohaterowie





Harry Styles
"To moja praca"
"Jesteś moim zleceniem, tyle"





Rosalie Vivienne Reed
 "Jest moim wężem... powoli wstrzykuje we mnie swój jad, 
zabija mnie od środka, niszczy"



         Jeremy Johnson
"Kochanie przepraszam, to jest moja praca"
"Nie chciałem Cię zranić, wiesz co do Ciebie czuję"


Inni bohaterowie będą dodawani wraz z rozdziałami!!!